Grupa antyterrorystyczna nie atakuje budynku zajętego przez zdesperowanego terrorystę tak jak sekcja strażaków gasi pożar w tym samym domu. Akcja szukania zaginionego dziecka nie wygląda tak samo jak poszukiwania ofiar katastrofy samolotu.
Często powtarzane życzenie osób odpowiedzialnych za reputację organizacji i zarządzanie kryzysem brzmi: "Daj mi scenariusz!". Co by było, gdyby? Większość planów zarządzania kryzysem stworzono właśnie w ten sposób. Twój także?
Takie plany "jeżeli A, to B" są kuszące. Wielu szefów tak właśnie kieruje swoją firmą i tak chce także zarządzać kryzysem. Ich wyobrażenie – oparte po części na amerykańskich filmach – jest takie: jeżeli wybuchnie zbiornik w rafinerii, na miejscu wypadku natychmiast pojawią się Jaś Odporny i Zosia Zapobiegliwa, którzy uruchomią centrum zarządzania kryzysem. W tym samym czasie Ania Pióro wyda komunikat prasowy i przekaże go wojewodzie.
Tak stworzone plany mają jedną wspólną cechę: zwykle zawodzą.
Co będzie, jeżeli Jaś Odporny przebywał na terenie rafinerii w chwili eksplozji? Zosia Zapobiegliwa była na urlopie macierzyńskim? Ania Pióro dzień przed wypadkiem zwolniła się z pracy?
Moje doświadczenie w zarządzaniu kryzysem nauczyło mnie jednej pewnej rzeczy: to, czego się nie spodziewasz, NA PEWNO się zdarzy.
W wojsku jest takie powiedzenie, że aktualny plan kryzysowy nie przetrwa pierwszej godziny. Bo co robić, kiedy bomba uderzy w centrum zarządzania kryzysem?
Jest praktycznie niemożliwe przewidzenie WSZYSTKICH możliwych permutacji każdego scenariusza w nadziei, że na ich podstawie uda się opracować uniwersalny plan zarządzania kryzysem.
Czy zatem planowanie zarządzania kryzysem jest możliwe?
Oczywiście, że tak. Trzeba się jednak inaczej przygotować – trzeba się przygotować na rzeczy nieprzewidywalne. Trzeba założyć – zgodnie z teorią czarnego łabędzia – że każdy kryzys jest niepowtarzalny i wyjątkowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz