"Nie znam się na tym...", "Nie mam ochoty...", "Dlaczego właśnie ja?"
Rozumiem niechęć i obawę przed odpowiadaniem na dociekliwe pytania dziennikarzy kiedy w firmie wydarzy się coś złego. To na pewno nic miłego.
Niektórzy szefowie myślą, że najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest zatrudnienie zewnętrznego eksperta komunikacji kryzysowej, który wystąpi w roli rzecznika prasowego, a oni zajmą się resztą.
Kiedy otrzymywałem takie propozycje zawsze odmawiałem. Postępowałem tak z dwóch powodów:
1. Szefowie firmy musieliby poświęcić zbyt dużo czasu, żeby wyjaśnić osobie z zewnątrz wszystko, co niezbędne, aby zadowalająco odpowiedziała na pytania reporterów. Komuś kto zna firmę na wylot wystarczy intensywne jednodniowe szkolenie medialne, żeby pod kierunkiem eksperta PR poprawnie wywiązać się z roli rzecznika prasowego.
2. Główni interesariusze – pracownicy, klienci, akcjonariusze, inwestorzy i bezpośredni sąsiedzi firmy – nie chcą zobaczyć w takiej sytuacji nowej twarzy – kogoś kogo nie znają i nie darzą zaufaniem. Wynajęty ekspert po wykonaniu zadania spakuje manatki i wróci do domu – szefowie zostają na miejscu i to oni poprowadzą firmę po kryzysie.
Osoby poszkodowane (fizycznie, emocjonalnie lub finansowo) chcą czuć, że szefowie firmy odpowiedzialnej za kryzys, troszczą się o nich. Chcą mieć pewność, że podejmują właściwe działania naprawcze. O tym nie może mówić nieznana osoba.
Ludzie i media stracą szacunek dla firmy, która w chwili trudnej próby, pokazuje anonimowego rzecznika. Pamięć o tym jak firma zachowała się w kryzysie będzie dłuższa od samego kryzysu.
Odpowiedzialność, współczucie, empatia to cechy, z którymi powinna być kojarzona firma, a nie ekspert, który wyjedzie dzień po wykonaniu zadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz