To nie filmowy horror, ale fakt. Spalił się dom, zginęli ludzie, jest wielu rannych.
Tragedia, ofiary, łzy... Czy można używać tych słów w sytuacji kryzysowej? Dziwne pytanie, prawda?
Trenerzy medialni nie mają racji doradzając swoim klientom, żeby unikali w kryzysie negatywnych słów. Moim zdaniem, więcej z tego szkody niż pożytku.
Wiem, że to może przerażać, ale właśnie w sytuacji kryzysowej trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Nie wolno ani przesadzać ani bagatelizować – trzeba znaleźć właściwe słowa do prawdziwego opisu sytuacji. Dlaczego? Bo to tworzy zaufanie.
Oto 5 sytuacji kiedy uzasadnione jest używanie negatywnych słów:
1. kiedy realnie jest zagrożone życie ludzi,
2. kiedy sytuacja wywołuje wielki niepokój, zwiększony niskim zaufaniem do firmy lub organizacji będącej sprawcą kryzysu,
3. kiedy kryzys nie pozwala Ci efektywnie wykonywać swoich obowiązków lub firma nie może normalnie funkcjonować,
4. kiedy sytuacją w Twojej firmie lub organizacji zajmuje się parlament (na przykład sejmowa komisja) lub organ kontrolny,
5. kiedy sprawę opisują na pierwszej stronie najważniejsze dzienniki.
W kryzysie o takim wymiarze należy schować do szuflady techniki komunikacji (manipulacji?) sugerujące, że nic się stało, a media "jak zwykle przesadzają". Trzeba użyć smutnych i przykrych, ale prawdziwych słów, zamiast powtarzać do znudzenia suche i zimne kluczowe komunikaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz