Dziennikarze kochają dwa słowa: wina i gwarancja.
To właśnie te słowa są często powtarzane w relacjach z kryzysowych wydarzeń, reportażach śledczych oraz wywiadach ze sprawcami wypadków, katastrof i tragedii.
Kiedy reporter pyta o "gwarancję", oczekuje zdecydowanego zapewnienia, że podobne kryzysowe wydarzenie już nigdy się nie powtórzy.
Dziennikarze uważają, że mają prawo oskarżać i żądać w imieniu opinii publicznej – oprócz przeprosin – oficjalnego zobowiązania, że więcej takich zdarzeń nie będzie.
Jeśli jesteś dyrektorem domu opieki społecznej, w którym kilkudziesięciu pacjentów poważnie zatruło się obiadem przygotowanym przez firmę cateringową, reporter na pewno zechce uzyskać zapewnienie, że to się już nie powtórzy.
Jeżeli policjanci pobiją na służbie niewinne osoby, reporter poprosi o zapewnienie (słowo honoru?), że podobny incydent już nigdy nie będzie miał miejsca.
Jeśli kolej nie dowiezie kilkunastu tysięcy pasażerów na czas do pracy z powodu kradzieży części sieci trakcyjnej, dziennikarz także zapyta o podobne zobowiązanie.
W każdym z opisanych przypadków nikt – poza Panem Bogiem – nie może dać takiej gwarancji. Niektóre zdarzenia są po prostu poza kontrolą człowieka i nie ma sensu udawać, że jest inaczej.
Jeśli jako rzecznik prasowy nie możesz wykluczyć na 100% powtórzenia się kryzysowego scenariusza, nie szastaj obietnicami czy gwarancjami.
Bądź szczery. Powiedz dziennikarzowi, że w życiu jest niewiele pewnych rzeczy. Możesz natomiast zagwarantować, że zrobisz wszystko, żeby podobna sytuacja się nie powtórzyła.
Reporter może dociekać czy taką deklarację można rozumieć jako gwarancję. Nie zgadzaj się na taką interpretację. Nie składaj pustych zobowiązań.
Powtórz to, co powiedziałeś, że w życiu pewna jest tylko śmierć i podatki. Kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz